Bogusław Janiczak- poeta i prozaik marynista. Absolwent Wyższej Szkoły Morskiej w Szczecinie. Pływał na statkach dalekomorskiej floty rybackiej w latach 1980-1990. Od roku 1990 na statkach bandery obcej. Od 1995 roku jest kapitanem żeglugi wielkiej. W latach 2007-2010 był kapitanem portu w Darłowie Od 2011 ponownie do chwili obecnej. Oczywiście znalazło to odbicie w jego poetyckiej i prozatorskiej twórczości. Część tej twórczości jest marynistyczna. W 2011 wydał w Wydawnictwie Radwan dwie książki „Głosy wiatru”- powieść grozy oraz „Wywiad”- powieść obyczajowa. W 2012 wydał tomik wierszy marynistycznych „Czas pożegnań” natomiast w 2013 wiersze „Drzewo pełne deszczu”. Obydwa tomiki w koszalińskim Wydawnictwie Krywaj. W 2015 r wydał w wydawnictwie Krywaj powieść „Człowiek z wydm” której akcja w dużej części rozgrywa się w Darłowie. Swoje utwory publikował w „Morzu i Ziemi”, „Głosie Pomorza”, „Głosie Koszalińskim” w periodyku Sympatyków Ziemi Sławieńskiej „Dorzecze” oraz w wielu antologiach. W 2004 Wydawnictwo MAK- Antologia „Podsycanie ognia niepokojem” oraz 2005 również MAK-Antologia „Nadzieja umiera ostatnia”. W roku 2013/2014 wiersze w Antologii „Koszalińska scena literacka” –Wydawnictwo Krywaj oraz Antologia „Utwory poetyckie o Darłowie” wydana przez Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Darłowskiej. W 2015 wiersze w antologii marynistycznej w Szczecinie „Z ziemi i z morza”- seria Akcent. W 2017 roku proza w antologii marynistycznej „Przepływający świat słowa” w Szczecinie. Opowiadania publikował na portalu „Latarnia Morska”,” Magazyn Literacki Minotauryda”, oraz w miesięczniku „Akant” i na portalu „Redakcja nad Wieprzą”. W czasopiśmie Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Darłowskiej „Echo Darłowa” zamieszczono jego poemat o Eryku Pomorskim p.t. „Słowo o królu z północy” (1993). W swoim dorobku ma ponad 70 tekstów piosenek w tym jest autorem 10 piosenek wydanych na płycie „Przyjedź na wakacje do Darłowa” w 2007 r. Jest autorem tekstów dla Dona Vasyla, Bogdana Trojanka z zespołu Terne Roma, a także dla wykonawców szant Jana Wydry z EKT. Obecnie pisze dla Marcina Niewęgłowskiego z Czerwonych Gitar oraz dla duetu Ania i Tomek Trust. .Za swoją twórczość był wielokrotnie wyróżniany i nagradzany w konkursach ogólnopolskich i regionalnych. Wielokrotnie prezentowany w Poczcie Poetyckiej Radia Koszalin. Był także prezentowany w Radio Koszalin oraz Radio Plus Szczecin. Jest członkiem ZAIKS oraz ZLP. W 2016 wydał w Szczecinie zbiór morskich opowiadań grozy z serii Akcent p.t. „Okręt umarłych”. Książkę współfinansowało Miasto Szczecin oraz TV Szczecin. W 2017 wydał w Wydawnictwie Krywaj thriller p.t.” Na tropach Garbusa” z pozytywną recenzją czasopisma Reporter. W 2018 r wydał w Bydgoszczy zbiór opowiadań grozy p.t. „Przekleństwo”. Książka była promowana przez portal „ Redakcja nad Wieprzą” Radio Plus Szczecin oraz na spotkaniach literackich w Darłowie, Koszalinie i Szczecinie. Do wiersza „Opowieść o skrzypku” ze zbioru „Drzewo pełne deszczu” napisał muzykę Don Vasyl. Piosenka była prezentowana na Festiwalu Muzyki Romów w Ciechocinku. Piosenki z jego tekstami z muzyką i w wykonaniu Marcina Niewęgłowskiego można posłuchać na oficjalnej stronie Marcina oraz autora. Piosenki z tekstami autora w wykonaniu duetu Ania i Tomek Trust są dostępne na stronie wykonawców. W 2019 roku wydał w Wydawnictwie Krywaj tomik wierszy „Szare anioły” oraz thriller „Cień zabójcy”. Swoje książki prezentował na spotkaniach literackich w Szczecinie, Lesznie, Sławnie, Nowogardzie, Koszalinie, Sianowie i Darłowie. W roku 2020 wydał „Głosy wiatru 2” a w 2021 „Głosy wiatru 3”. W roku 2022 wydał powieść „Nad rzeką zbrodni” tomik wierszy „Życie to teatr szarych dni” oraz zbiór opowiadań grozy „Noc manekina”. W latach 2002 -2006 był radnym Rady Miejskiej w Darłowie. Swoje diety przekazywał na Ośrodek dla Dzieci Niepełnosprawnych. Serdecznie zapraszamy na Spotkanie z autorem Bogusławem JANICZAKIEM, na spotkaniu będzie można nabyć książki jego autorstwa – oczywiście z autografem Autora.GŁOSY WIATRU IIFragmentyMinął tydzień odkąd Wiktor przyjechał do Józefa Poręby. Czas upływał mu na codziennych wędrówkach po okolicy. Na całe dnie znikał ze swoim psem łażąc po okolicznych lasach. Czasem zachodził do pobliskiej wioski ale wieczory spędzał z Józefem Porębą któremu nie chciało się towarzyszyć Wiktorowi w jego wędrówkach. Tego dnia Wiktor wrócił trochę wcześniej niż zwykle chociaż dzień już się chylił ku końcowi. Józef Poręba siedział przed domem na drewnianej ławce i pykał swoją krótką fajeczkę, kiedy zobaczył Wiktora wracającego z codziennej wędrówki. Pies biegł przed nim zatrzymując się czasem i obwąchując coś na ziemi. Józef ucieszył się na widok Wiktora który po chwili usiadł przy nim na ławce i wyciągnął z kieszeni wymiętą paczkę papierosów. Pies zaraz położył się przy jego nogach. Wiktor wyjął papierosa i zapalił go zaciągając się dymem. Patrzył przez chwilę na odległe lasy porastające górskie zbocza. Potem powiedział do Józefa:-Ciepły wieczór dzisiaj. Słońce już zaszło ale jeszcze jest dosyć widno. Cisza i spokój.-Tak, wyjątkowo ładny wieczór. Zaraz będzie ciemno- odpowiedział Poręba patrząc na góry.Słońce już zaszło i z gór napływały powoli wieczorne cienie. Było cicho, ptaki umilkły tylko nad lasem widać było poświatę słońca które już się skryło za górami. Wiktor powiedział: -Jest tak cicho że słychać duchy odlatujące na noc do lasu.-Duchy są jak niewidoczne ptaki i nie każdy może je zobaczyć, Wiktorze- powiedział w zamyśleniu Poręba wystukując o krawędź ławki resztki wypalonego tytoniu z fajki.-To prawda Józefie. Nie każdy może zobaczyć te duchy. A one właśnie odlatują do lasu w przedwieczornej godzinie. Są ciche i bezszelestne. Tak jak duchy zresztą, prawda?-Tak, tak. Tutaj ich nie brakuje. To są dziwne okolice. Nie wszystkie duchy mogą zaznać spokoju. Niektóre muszą tu przebywać jeszcze przez jakiś czas.Umilkli obaj. Wiktor w milczeniu palił papierosa a Poręba wyciągnął z kieszeni kapciuch z tytoniem i zaczął ponownie nabijać swoją porcelanową fajeczkę. Tymczasem nadciągnęła noc. Gdzieś tam spoza gór wychylił się blady sierp księżyca. Na niebie zaczęły migotać pierwsze gwiazdy. Od ciemnych szczytów ciągnął nocny chłód.-Chodźmy do domu, Wiktorze. Pewnie jesteś zmęczony po całym dniu wędrowania po górach i lasach. Czas trochę odpocząć, nie uważasz? Wieczór jest długi, jesień coraz bliżej.-Owszem, jestem trochę zmęczony. Ale wiesz dobrze, że lubię takie samotne wędrówki. Wystarczy mi mój Orkan za całe towarzystwo. Nie trzeba dużo mówić. Poręba roześmiał się cicho i pokiwał głową ze zrozumieniem.-Masz racje, Wiktorze. Czasem lepiej nie mówić nic, jeżeli masz jakieś nieodpowiednie towarzystwo. Ale chodźmy do domu bo już późno.Kiedy weszli do środka Poręba rozpalił w kominku. Ogień zaraz objął płomieniem suche drewno. Poręba zapalił nocną lampkę, przyniósł butelkę swojej nalewki wiśniowej i dwa pękate kieliszki. Kiedy nalał pełne szkło, trunek w blasku ognia zamigotał ciemnoczerwoną barwą. To była słynna nalewka wiśniowa Poręby którą tylko on umiał tak sporządzać.Kiedy wypili, Poręba zapytał Wiktora:-Czy ty nie jesteś głodny? Wybacz, że nie zapytałem ciebie od razu o to.-Nie, Józefie. Nie jestem głodny. Przecież sam bym ci o tym powiedział. -No tak, oczywiście. A gdzie to chodziłeś ostatnio?-Różnie. Trochę tu, trochę tam. Tak ogólnie łaziłem po górach i po okolicy. Ale jutro chciałbym pójść trochę dalej. Może na noc zostanę w lesie, jeszcze tego nie wiem. Jeżeli nie wrócę na noc, to nie martw się o mnie. Wezmę ze sobą trochę prowiantu do plecaka, jakiś płaszcz przeciwdeszczowy, koc. Muszę pobyć trochę sam, z dala od ludzi. Coś mnie ciągnie w jedno miejsce ale na razie trudno mi o tym mówić. Sam nie wiem co to jest.. Myślę, że to chodzi o jakiś kontakt z tamtej strony. Coś mi nie daje spokojufragmentPodniósł głowę i zobaczył że ktoś mu się przygląda. Nieopodal stał stary człowiek w kapeluszu na głowie. Na nogach miał gumowe buty. Ubrany był w szare spodnie i połatany sweter. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. W końcu stary człowiek się odezwał:-Czego tu szuka? To niedobre miejsce, tutaj ludzie zginęli.Jego glos był cichy i zachrypnięty. Patrzył na Wiktora nieprzyjaznym wzrokiem.Twarz tego człowieka była pomarszczona i ogorzała od górskich wiatrów. Oczy niebieskie i wyblakłe jak wieczorne niebo. Wiktor popatrzył na niego i odpowiedział mu:-Dzień dobry panu. Jestem turystą. Patrzę na to co zostało z tej osady.-A skąd wie że tu osada była? Po co tu przyszedł? To złe miejsce. Tutaj ludzi wymordowali i spalili. Nikt tu od lat nie przychodził. Wszyscy omijają to przeklęte pogorzelisko.-Wiem co się tutaj stało. Pan jest stąd? Pan też dobrze wie co się tutaj stało.Nieznajomy potrząsnął głową przecząco a potem powiedział parząc na Wiktora:-Nie, ja nie jestem stąd. Tutaj wszyscy zginęli, nikt się nie uratował. Ale ja to wszystko pamiętam, byłem wtedy młody. Pamiętam wszystko co się tutaj zdarzyło.-To jeszcze z czasów wojny te zgliszcza, prawda? Wtedy to się stało?-Wojna, nie wojna. Ludzie tutaj mieszkali. Polaki, Ukraińcy. Aż kiedyś w nocy przyszli tutaj i wszystkich spalili. Najpierw strzelali a kogo nie zastrzelili to spalili w zagrodach.-Tak, wiem o tym. Przyszli nocą wtedy kiedy nikt się ich nie spodziewał. I zrobili to co zrobili. Wiem że nikt się nie uratował- powiedział w zamyśleniu Wiktor.-A skąd to wie? Może też powie że to przyszli Ukraińcy? Bo tak wszyscy tutaj mówią.-Nie, to nie byli tylko Ukraińcy. Chociaż oni też tu byli. Ale to przyszli Ukraińcy i Polacy. To była banda. Przyszli się zemścić za odmowę pomocy. Wojna już się wtedy skończyła. Ale nie tutaj. Oni potem wszyscy zginęli. Jedni zginęli z bronią w ręku, inni bez broni. Ale wszyscy zginęli ci którzy spalili tę osadę. Los się na nich zemścił za to co zrobili.-Nie, nie wszyscy zginęli. Nie wszyscy- powiedział cicho stary człowiek.-Pan był wtedy wśród tych którzy strzelali. Pan był z nimi, prawda?- spytał cicho Wiktor.Stary człowiek poparzył na niego swoimi wyblakłymi oczami.-Trudno z tym żyć. Byłem wtedy młody i głupi. Dali mi wódki, dali nam wszystkim i powiedzieli że to wrogowie i zdrajcy. Tak nam powiedzieli i kazali strzelać i palić. Od lat tutaj przychodzę bo nie mogę znaleźć spokoju po tym wszystkim. Ci z którymi tutaj byłem wtedy, już dawno nie żyją a ja nie mogę umrzeć chociaż też chciałem. A nie mogę.Wiktor milczał słuchając starego człowieka. Po chwili powiedział: – Oni czekają na pana. Bardzo czekają. Pan już od dawna do nich należy. Pan o tym wie.-Ty wiesz o tym, prawda? Oni ci o tym powiedzieli- stary człowiek patrzył na niego wyczekująco. Jego pomarszczona twarz była nieruchoma jakby wyrzeźbiona w drewnie.-Tutaj pan mieszkał przez ten cały czas?- zapytał Wiktor chociaż już znał odpowiedźna swoje pytanie ale chciał cośkolwiek powiedzieć bo wiedział co tamten przeżywał.-Tak, tam mieszkałem- pokazał niewielką drewnianą szopę której Wiktor wcześniejnie zauważył. Stała w pobliżu pogorzeliska, przy niej rosła niewielka brzoza.-Burza nadchodzi. Słychać już jej pomruki. W górach taka burza szybko nadchodzi- powiedział stary człowiek podnosząc głowę i nasłuchując z niepokojem.. Wiktor rozejrzał się dokoła. Niebo pociemniało gwałtownie i zerwał się wiatr. Nad górami pokazały się szare, skłębione chmury i zaraz potem spadły pierwsze krople deszczu.Wiktor chciał jeszcze coś powiedzieć ale stary człowiek już znikł w swojej drewnianej szopie. Wiktor skoczył do swojego plecaka i wyciągnął płaszcz przeciwdeszczowy. Okrył się nim chcąc przeczekać tę gwałtowną burzę. Przykucnął pod brzozą chociaż wiedział, że piorun zawsze może w nią trafić. Ale ulewa była tak gęsta, że nic nie było widać na kilka kroków. Pies siedział skulony obok niego. Nagle niebo rozjaśnił błysk pioruna i po chwili rozległ się posępny dźwięk gromu. Kiedy grzmot przetoczył się po górach Wiktor zobaczył, że szopa w której skrył się stary człowiek stanęła w ogniu. Pomimo deszczu szopa paliła się równym, jasnym płomieniem. Nagle przestało padać. Burza przeszła tak szybko jak się pojawiła.Wiktor podszedł do płonącej szopy ale ogień był tak silny, że o jakiejkolwiek pomocy dla starego człowieka nie mogło być mowy. Stał długo patrząc na dopalające się resztki drewnianych ścian. Wiedział, że ten przez którego zginęli ludzie w tej wiosce już do nich dołączył. Widocznie takie było jego przeznaczenie. Tymczasem zaczęło się ściemniać.Wiktor postanowił przeczekać noc w lesie. Nie chciał dłużej pozostawać w tej opuszczonej wiosce gdzie pomimo upływu tylu lat od chwili jej spalenia wciąż odczuwał atmosferę śmierci i smutku. Nad pogorzeliskiem snuły się jeszcze siwe dymy które w nadchodzących ciemnościach przybierały kształty zjaw a potem rozwiewały się na wietrze. Wiktor zabrał swój plecak i poszedł w dół strumienia. Kiedy ruiny spalonej osady znikły mu z oczu, wybrał odpowiednie miejsce nad brzegiem strumienia. Nazbierał suchych gałęzi i rozpalił ogień żeby wysuszyć mokre ubranie. fragment-Czy myślisz że oni żyją?- zapytał Poręba siadając przy stole-Nie. Oni na pewno nie żyją. Tyle wiem. Ale chcę się dowiedzieć co się z nimi stało. Co się tam wydarzyło. Bo wiem że wszyscy troje zostali zamordowani. Tylko kto to zrobił.-Może trzeba by zobaczyć ten dom? Pojechać tam i się rozejrzeć?- zapytał Poręba.-Nie, to nie jest konieczne. I wcale nie chciałbym być w tamtym miejscu. Przypuszczam, że oni są niedaleko swojego domu. Ale to będę wiedział jutro. Porozmawiamy na ten temat z samego rana. Dzisiaj już nie chciałbym do tego wracać To bardzo przykry temat.Dzień im upłynął w domu. Przed południem zaczął padać deszcz. Niebo zaciągnęło się ciężkimi chmurami. Przestało padać dopiero wieczorem. Siedzieli obydwaj przy kominku od czasu do czasu któryś z nich coś powiedział, potem zapadała cisza. Józef Poręba pykał swoją fajeczkę a Wiktor palił papierosy i patrzył na ogień buzujący w kominku. W pokoju unosiły się kłęby dymu. To im jednak nie przeszkadzało. Potem Wiktor pożegnał Józefa i poszedł spać. Miał nadzieję, że sen przyniesie mu wyjaśnienie zagadki zniknięcia Ponarowskich.W nocy prześladowały go koszmary. Najpierw przyśnił mu się zaginiony brat Alfreda Ponarowskiego. Szedł przez jakiś ogród i kogoś wołał. Wiktor widział Teodora z tyłu, poznał go po sylwetce w ciemnym garniturze. Teodor Ponarowski szedł jakąś wąską ścieżką wśród krzewów, potem stanął przy jakimś drzewie i się odwrócił. Wtedy Wiktor zobaczył, że z jego rozciętego gardła sączy się strużka krwi. Zaraz też obok niego pojawiła się zaginiona żona i syn. Oni też mieli głęboko podcięte gardła. Na dodatek syn zaginionych Ponarowskich miał zranioną głowę z której ściekała krew tworząc u jego stóp kałużę. Wszyscy troje stali przez chwilę pod tym drzewem które swoimi gałęziami tworzyło dach nad nimi. Potem nagle się rozpłynęli jak mgła. Jeszcze przez chwilę unosiły się w powietrzu smużki białej mgły aż w końcu wszystko znikło. Wtedy Wiktor zobaczył jeszcze jedną postać. To był ktoś ubrany na czarno z kapturem na głowie. Twarzy nie było widać. Ten ktoś długo stał pod drzewem i patrzył w ziemię jakby czegoś szukał. A potem rozpłynął się w powietrzu tak jak tamci.GŁOSY WIATRU iiiFragmentyKiedy za oknami zaczęło się ściemniać, Wiktor wyszedł przed dom. Od gór, od lasów napływały już wieczorne cienie. Było cicho, umilkły głosy ptaków, drzewa stały nieruchomo. Wiktor patrzył na góry i palił papierosa. Zbocza porośnięte lasami stały w ciszy w przedwieczornej godzinie. Wiktor rzucił niedopałek na ziemię, zadeptał go i wziął do rąk siekierę. Pierwszy pieniek przerąbał jednym ciosem. Z drugim i trzecim poszło mu równie łatwo co z pierwszym. Ale w końcu trafił na duży, ciężki pieniek który jakoś dziwnie różnił się od innych. Był pokryty ciemną korą, sprawiał wrażenie obrzmiałego. Wiktor postawił go na ziemi i zamachnął się chcąc przerąbać ten kloc jednym ciosem tak jak wszystkie poprzednie. Ostrze siekiery wbiło się w pieniek a wokół niego pojawiła się krew. Wiktor próbował wyciągnąć ostrze siekiery jednak bez skutku. Podrzucał pieniek do góry, szarpał ale bez rezultatu. W końcu postawił go na ziemi, przytrzymał jedną nogą i szarpnął styliskiem do góry. Tym razem siekierę bez wysiłku dało się wyciągnąć. Wiktor przyglądał się pieńkowi na którym pozostał ślad krwi. Nagle ten dziwny pieniek zaczął trzeszczeć i rozpadł się na kawałki a z jego wnętrza wypadła martwa głowa i potoczyła się mu do stóp. Zatrzymała się tuż przed nim. Powieki na pół przymknięte. Wiktor znał tę głowę. Pochylił się nad nią a wtedy martwe oczy otworzyły się i spojrzały na niego. Wiktor miał przed sobą odciętą głowę Józefa Poręby… Wtedy się obudził i usiadł na łóżku. Była głęboka noc, dokoła panowała taka cisza, że Wiktor słyszał swoje myśli. Przez okno zaglądały gwiazdy, widać było także sierp księżyca wędrującego po niebie. Sen z którego przed chwilą się wybudził był tak realny, że Wiktor zdawał sobie sprawę z jego przesłania. Takie sny nie pojawiają się bez powodu. Czy Józefa Porębę spotka jakieś nieszczęście? Tego nie można było wykluczyć. Poręba miał swoje lata i jego zdrowie nie było już takie jak kiedyś. Wiktor wstał z łóżka i po cichu wszedł do salonu. Potem otworzył okno, usiadł i zapalił papierosa. W nocnej ciszy słychać było tykanie zegara na ścianie. W kominku dopalały się suche polana. Ten dziwny sen nie dawał mu spokoju. Czuł podświadomie, że coś na pewno się wydarzy ale nie mógł przewidzieć co to może być i kiedy. Rano o swoim śnie opowiedział Józefowi. Poręba wysłuchał go uważnie a potem zamyślił się i po dłuższej chwili powiedział do Wiktora:FragmentDwa dni później Wiktor pojechał do miasta. Pomimo domowej kuracji Poręba potrzebował jednak leków z apteki poza tym Wiktor musiał jeszcze załatwić kilka innych spraw. W mieście zeszło mu sporo czasu, kiedy wyruszał w drogę powrotną zaczynało się już ściemniać i mżył drobny deszcz utrudniając widoczność. Na dodatek Wiktor musiał skręcić w boczną drogę bo na głównej nastąpiła jakaś awaria sieci wodociągowej i trwały prace naprawcze. Droga była rozkopana i utworzył się korek. Wiktor nie chciał czekać w sznurze stojących aut i dlatego skręcił w boczną drogę. Kiedyś już tędy jechał dlatego też nie obawiał się, że zabłądzi. Tymczasem zupełnie się ściemniło. Wiktor najpierw jechał drogą wśród pól, potem wjechał w las. Kiedy dojeżdżał do zakrętu, zobaczył przed sobą migoczące światła. Zmniejszył szybkość bo domyślił się, że to może być samochód policyjny. Podjechał bliżej i wtedy zobaczył, że pod drzewem na poboczu stoi rozbity samochód osobowy. Obok stał policyjny wóz z pulsującymi światłami i karetka pogotowia. Na szczęście ruch na tej bocznej drodze nie był duży, przejeżdżały pojedyncze samochody powoli mijając miejsce wypadku. Wiktor sam nie wiedział czemu zjechał na pobocze i zatrzymał samochód. Wysiadł z auta i podszedł do rozbitego pojazdu. Miejsce wypadku otoczone było żółtą taśmą. Kręcił się tam policjant zapisując coś w notesie. Drugi siedział w policyjnym samochodzie i rozmawiał przez radiotelefon. Wiktor zobaczył, że przy rozbitym samochodzie leżała młoda kobieta. Była nieruchoma, na jej pobladłą twarz kapały krople deszczu i spływały jak łzy. Wiktor popatrzył na leżącą kobietę i domyślił się, że to ona musiała prowadzić ten rozbity samochód. Tuż obok stał sanitariusz.-Co tu się stało? To ona prowadziła?- zapytał sanitariusza.-Jak pan widzi, wypadek. Ta młoda kobieta chyba wpadła w poślizg, a potem uderzyła w drzewo. Zginęła na miejscu. To się stało jakieś dwie godziny temu.-A czemu ona tak leży? Na deszczu? -Bo policja czeka na prokuratora. Jej i tak już nic nie pomoże, lekarz stwierdził zgon.-Ona była sama?-Chyba tak, nikogo więcej tutaj nie widziałem. Wiktor jeszcze przez chwilę pozostał na miejscu wypadku. Deszcz nadal padał, miejsce było wyjątkowo smutne. Kiedy już miał odchodzić usłyszał nagle czyjeś słowa:-Pomóż mi, proszę.To był czyjś cichy głos. Najpierw popatrzył na kobietę która zginęła w wypadku. Ale ona leżała bez ruchu tak jak wtedy kiedy tutaj podszedł. Przez chwilę nasłuchiwał.-Proszę, pomóż mi. Nie zostawiaj mnie tutaj. Teraz już był pewien że usłyszał głos kobiety która zginęła w wypadku. Ale ten głos usłyszał w swojej świadomości i tylko on mógł to usłyszeć. Podszedł do leżącej kobiety i pochylił się nad nią. Patrzył na jej martwą twarz i zamknięte oczy. Delikatnie wziął ją za rękę.-Panie, co pan robi, niech pan stąd odejdzie. Proszę stąd odejść, słyszy pan?Policjant który był najbliżej chciał go odepchnąć ale Wiktor powstrzymał go ruchem ręki.-Co pan robi, przecież ona nie żyje- powiedział policjant.Wiktor nie zwracał na niego uwagi. Cały czas wpatrywał się w twarz leżącej i trzymał ją za rękę. Z boku na głowie kobiety widać było strużkę niezakrzepłej krwi. Wiktor puścił jej rękę i rozpostarł obie dłonie nad jej twarzą. Czuł jak fluidy z jego palców przenikają głowę kobiety.-Panie, co pan robi? Ona jest martwa, ja już wypisałem akt zgonu. Słyszy pan? Akt zgonu!To wołał lekarz w okularach oburzony zachowaniem Wiktora który tylko spojrzał na niego przelotnie i trzymając nadal dłonie nad głową kobiety, powiedział cicho:-Może pan spokojnie podrzeć ten akt zgonu. Proszę ją reanimować, ona żyje.-Co? Co za bzdury pan gada, ona jest martwa. Słyszy pan? Ona jest martwa- wołał lekarz. -Proszę ją szybko reanimować, ona żyje. Niech pan się pospieszy, doktorze.-Co? Co pan może wiedzieć. Jej mózg jest martwy, rozumie pan? Ona jest martwa!-Panie doktorze, co pan może wiedzieć o mózgu? Proszę się pospieszyć, ona ma ciepłe ręce.-Skąd pan to wie? Co? Bo ją pan dotknął? Ona już jest martwa.-Panie doktorze, proszę dotknąć jej dłoni. Niech pan sam sprawdzi.Lekarz nie dowierzał Wiktorowi ale policjant który stał obok dotknął dłoni kobiety.-Naprawdę, ona ma ciepłe ręce. Skąd pan o tym wiedział?- zapytał Wiktora. Ale ten nie odpowiedział mu tylko zwrócił się do doktora.-Panie doktorze, proszę ją reanimować. Szkoda czasu do stracenia.Tym razem doktor posłuchał go i przystąpił do reanimacji. Po kilku minutach kobieta westchnęła i otworzyła oczy. Patrzyła przez chwilę nieprzytomnym wzrokiem.-Pani żyje? To jakiś cud! Zaraz panią stąd zabierzemy. Dajcie nosze, szybko!- zawołał lekarz.Kobieta zaczęła drżeć, próbowała się podnieść ale lekarz nie pozwolił.-Proszę się nie ruszać, zaraz panią stąd zabierzemy do szpitala.-Dziękuję, panie doktorze. Jest mi bardzo zimno. Gdzie jest ten pan, który usłyszał mnie jak wołałam o pomoc? Chciałam mu podziękować. On mi uratował życie, usłyszał mnie!-Pani wołała? Ja niczego nie słyszałem. To chyba szok pourazowy- powiedział lekarz.-Ja naprawdę wołałam o pomoc i on mnie usłyszał. Gdzie on jest? Ja chciałam…Doktor zaczął się rozglądać, policjant również. Szukali Wiktora który jeszcze przed chwilą był przy nich. Ale Wiktor już zdążył odjechać z miejsca wypadku. Tymczasem przyjechał prokurator. Podszedł do policjanta pełniącego służbę i zapytał:-Gdzie jest ciało? Podobno był tu wypadek śmiertelny. Jestem prokurator Dąbek, Jerzy Dąbek.-Aspirant Zenon Kowalczyk. Panie prokuratorze, to jakaś dziwna sprawa. Denatka ożyła.-Co? Co to za głupoty pan mi tu opowiada? Jak to ożyła? To kpiny? Gdzie jest lekarz?-To ja jestem lekarzem, panie prokuratorze. Doktor Stanisław Ciszek. To ja badałem ofiarę wypadku. Na pewno nie wyczułem u niej tętna. Według mnie ofiara zginęła na miejscu. Po takim uderzeniu głową? Ona nie miała prawa przeżyć. Wypisałem akt zgonu, ale potem się okazało…-Co? Co się okazało? Że ofiara wypadku żyje, tak? To po jaką cholerę mnie tutaj wołaliście? Co, ja nie mam ważniejszych spraw na głowie? Czy pan nie potrafi rozpoznać trupa, panie doktorze? To trzeba było się uczyć na studiach a nie uciekać z wykładów, jasne?-Panie prokuratorze, proszę nie krzyczeć. Ja naprawdę byłem przekonany, że ofiara wypadku nie żyje. Być może była to śmierć Fragment. Wiktor powoli podchodził do tunelu. W pewnym momencie wydało mu się, że słyszy szum nadjeżdżającego pociągu, zgrzyt hamulców i gwizd parowozu. W tym momencie po raz kolejny zabłysło światło latarki, całkiem niedaleko przed nim. Wiktor już był w tunelu. I wtedy zobaczył przed sobą starszego człowieka w kolejarskim uniformie. Kolejarz trzymał w ręce lampę podniesioną do góry. Jego twarz widoczna w świetle tej lampy wydała się Wiktorowi bardzo blada i zmęczona. Przez chwilę obaj patrzyli na siebie w milczeniu. Nagle światło lampy zgasło i gdzieś z głębi tunelu powiał zimny, nieprzyjemny wiatr. Pies cicho zaskomlił i podkulił ogon ze strachu ale Wiktor szarpnął smyczą i poderwał go do marszu. W ręce trzymał latarkę i szedł naprzód. Teraz już wiedział wszystko. W ciszy słychać było jego kroki które echem się odbijały od ciemnych ścian tunelu. Żaden pociąg nie nadjeżdżał, dokoła było cicho i ponuro. Wiktor poszedł jeszcze kilka kroków dalej i oświetlił przestrzeń przed sobą. Wtedy znalazł to czego szukał. Pod ścianą tunelu coś leżało i z daleka wyglądało to jak manekin ale Wiktor wiedział co to jest. Pies głucho warczał i nie chciał iść dalej. -Zostań tu Orkan. Siad i waruj!- powiedział cicho Wiktor i poklepał go po łbie. Pies usiadł posłusznie i czekał na dalsze polecenia. Tymczasem Wiktor podszedł bliżej gdzie leżał rzekomy manekin. Ale Wiktor doskonale wiedział że to nie jest żaden manekin. Przed nim leżał martwy człowiek w kolejarskim uniformie. Obok niego rozbita lampa. Wiktor pochylił się nad martwym. Człowiek ten zapewne nie żył już od co najmniej dwóch dni. Wiktor stał przez chwilę zamyślony patrząc na zwłoki starego kolejarza leżące na ziemi. Więcej nic nie mógł zrobić. Po chwili opuścił to smutne miejsce. Kiedy wyszedł z tunelu, Orkan wyraźnie ucieszył się na jego widok. Godzinę później Wiktor wrócił do domu Józefa Poręby który czekał na niego siedząc w fotelu z fajką. Kiedy Wiktor wszedł do środka, Poręba pyknął dwa razy ze swojej fajki i powiedział:-Długo ciebie nie było, Wiktorze. Rozumiem, że znalazłeś tego nieszczęsnego Borciszaka?-Tak, znalazłem go. Mogłem właściwie od razu o tym powiedzieć jego żonie, a teraz już wdowie. On tu był z nią przez cały czas, stał za jej plecami. Wiedziałem że on już nie żyje bo sam dał mi znać o tym. Ale nie chciałem mówić tego Borciszakowej. Jutro się dowie o tym. Trzeba dać znać na policję, żeby go poszukali w tunelu kolejowym za Karpinami. On tam leży.-Jak on zginął? Bo to była raczej niespodziewana śmierć, prawda?- zapytał Poręba.-Tak, to było niespodziewane. On naprawdę miał zaniki pamięci. Zamiast po zakończeniu pracy iść do domu, on wziął ze sobą lampę i poszedł sprawdzać tory. Poszedł do tego tunelu. Była już noc, nie zauważył nadjeżdżającego pociągu. Maszynista zobaczył go w ostatniej chwili, próbował hamować, ostrzegał go sygnałem gwizdkiem ale było już za późno. Zanim pociąg wytracił prędkość, porwał go pęd powietrza. Co prawda on nie wpadł pod pociąg bo się odbił od pędzącego wagonu ale uderzył głową o ścianę tunelu. Zginął na miejscu chociaż obyło się bez jakichś krwawych wydarzeń. Jutro trzeba będzie zawiadomić policję żeby go szukali w tunelu. Ale to już chyba ty się tego podejmiesz Józefie, prawda? Ja nie chcę się po raz kolejny tłumaczyć przed policjantami co i jak, dlaczego i po co. Wiesz jacy są policjanci, oni zawsze w każdym widzą podejrzanego a jeszcze na dodatek jeżeli ktoś im powie, że znalazł czyjeś zwłoki to ten ktoś od razu znajdzie się w kręgu podejrzeń z ich strony bo być może ten ktoś jest sprawcą.Link film Ihttps://drive.google.com/…/1LuaKKkKKXf1tWuaWutn…/view…Link film IIhttps://drive.google.com/…/13V2Cjf0…/view…+5