III Część Spotkania z Ojcem Augustynem Lewandowskim

III Część Spotkania z Ojcem Augustynem Lewandowskim

Po wybuchu wojny w Libii Augustyn pojechał do Rzymu i Ojciec Generał powiedział, że teraz musi być w jakimś klasztorze, przynajmniej przypisanym. No i Ojciec wybrał Cori – we Włoszech pod Rzymem. Tam spędził w ciągłości gdzieś osiem lat, choć więcej go nie było niż był, bo dużo jeździł.

Z Sali padło stwierdzenie, że niezwykły jest „Epizod Ojca z Kazachstanem”, niektórzy uczestnicy spotkania mieli okazję zapoznać się z książką Augustyna Lewandowskiego przed spotkaniem.

Oooo, żeby to opowiedzieć trzeba by zacząć od Wilna 😉 , gdy Ojciec był w Coli zadzwonił telefon – dzwonił ksiądz Ryszard Kamiński który jest proboszczem w Świętym Mikołaju w Szczecinie – powiedział, że jest z grupą Księży w Wilnie i zapytał czy by Augustyn nie zechciał przylecieć żeby wygłosić rekolekcje.

Wilno Augustyna nie pociągało bo jego są z Lwowa, ale nigdy tam nie był, więc chętnie się zgodził i obiecał przylecieć. No i poleciał na te rekolekcje najpierw do Poznania, a później do Kamienia Pomorskiego i dalej z przyjacielem zapakowali się w samochód, żeby nie jechać z pustymi rękami i pojechali do Wilna. Tam odbyły się rekolekcje, przy okazji poznał księży – był tam taki młody ksiądz Jurij który pracował w Kazachstanie.

Rok później zaprosił Ojca Augustyna żeby przyjechał, to miało być w grudniu, a w październiku był zaproszony na Zjazd Polonii z całego Świata. Były różne grupy robocze: od masmediów, businessu i byli też księża – zaproszono 120 księży z całego świata, którzy pracowali z polonią. Sekretarka głównego organizatora zjazdu, była z Wilna, Ojciec ją poznał gdy nocował w klasztorze u Sióstr od Aniołów, nocował z kolegą i jego synem, którzy z nim przyjechali, a którego siostry chciały wżenić – siostry są niemożliwe. Jedna z sióstr miała siostrę, ładną zresztą, którą trzeba wyswatać, zakonnice – wyobraźcie sobie, ze  zaaranżowały, żeby się spotkali no i się rzeczywiście spotkali. Syn mojego przyjaciela, stwierdziły siostry będzie się nadawał, siostry były bardzo przebiegłe. Augustyn wtedy poznał tę kobietę, później pracowała dla Senatu i organizowała ten zjazd polonii no i jego też zaprosiła i tam też trafił na Jurija, którego poznał rok wcześniej w Wilnie.

Przywitali się, porozmawiali i tamten zapytał „może Ojciec przyjechał by do Kazachstanu?”  tak – tak przyjadę przy najbliższej okazji odpowiedział, jak to się odpowiada ( co miał mu odpowiedzieć). Minęło kilka miesięcy i Ojciec przyjechał do Szczecina na rekolekcje do Św. Mikołaja potem miał lecieć do Libanu na zaproszenie Księży Maronitów, gdzie Ojciec Charbel jest tam bardzo popularny. Kim był?

Święty Charbel ( Święty Charbeł Makhlouf urodził się 8 maja 1828 roku w górskiej wiosce Bekaa-Kafra. Był piątym dzieckiem w biednej rodzinie libańskich chrześcijan obrządku maronickiego. Na chrzcie otrzymał imię Józef.)

był maronickim duchownym, mnichem i pustelnikiem. Urodził się i żył w Libanie w latach 1828-1898. Poprzez świadectwo swojego życia i pośmiertne cuda dokonane za jego wstawiennictwem został uznany przez Kościół katolicki za świętego. Jego grób jest miejscem pielgrzymek, a modlitwy za jego wstawiennictwem kierowane są do Boga w rozmaitych intencjach, zwłaszcza jednak w intencji uzdrowień.

Przekonanie ludzi o świętości mnicha towarzyszyło ojcu Charbelowi już za jego życia. I to pomimo faktu, że ostatnie 23 lata przeżył samotnie. Zamieszkał bowiem w pustelni, w której modlił się, umartwiał swe ciało, pracował i przede wszystkim kontemplował Najświętszy Sakrament. Wielką czcią otaczał Eucharystię. Zmarł w Wigilię Bożego Narodzenia 1898 roku na skutek udaru mózgu, którego doznał podczas celebrowania Mszy Świętej. Stało się to w momencie Podniesienia – zgodnie z maronicką liturgią ojciec Charbel odmawiał w tym momencie modlitwę, trzymając w ręku hostię, z prośbą o przyjęcie przez Boga jego ofiary. Ojciec Charbel został pochowany na przyklasztornym cmentarzu, a jego grób zaczął natychmiast gromadzić – nie tylko dzięki pamięci o pustelniku, ale też za sprawą cudownych wydarzeń – wielu wiernych. Tak jest aż do dziś, przeszło sto lat później.

Szczególny kult, jakim otaczany jest libański mistyk, umocnił się i utrwalił w efekcie niezwykłych zjawisk, jakie można było obserwować po śmierci mnicha. Okazało się bowiem, że jego ciało nie poddaje się procesom rozkładu. Do miejsca pochówku ojca Charbela zaczęli coraz liczniej przybywać nie tylko chrześcijanie, lecz również żyjący w Libanie muzułmanie, których zafascynowała postać maronickiego pustelnika.

Niesamowicie interesująca postać, warto zapoznać się z jego historią, która fascynuje chrześcijan i muzułmanów do dziś i będzie do niej nawiązanie w tej relacji nieco później.

Wracamy do Szczecina do planowanej podróży do Libanu, tam szukali kogoś kto do nich przyjedzie i trochę z nimi pobędzie, padło na Augustyna – no i dzwoni telefon, „ i dowiedziałem się, ze się zgłosiłem?! „.

Tak naprawdę to miał ochotę lecieć, no i tak rozmawiał z księdzem Rysiem lecieć nie lecieć tym bardziej, że zbliżało się Boże Narodzenie – które to święta najczęściej spędzał w podróży i to były najlepiej spędzone święta. Nie dlatego, ze nie w domu ale wtedy cuda się zdarzają – naprawdę proszę w to uwierzyć. Jeszcze będąc w Szczecinie dostał smsa z Libanu: „no kiedy wreszcie przylecisz? My tu czekamy. Zastanawiam się odpowiedział. A kiedy by to było? Zrób tak, żebyś na święta był z nami – musze pomyśleć trochę – odpowiedział”.

Szedł się pomodlić a tu następny sms tym razem z Kazachstanu : „ A czy Ojciec by przyleciał? – pytał Jurij, a wiesz może bym przyleciał – odpowiedział Ojciec”. Potem pomyślał – no tak – ja do Kazachstanu, przecież to są koszty, jak polecę? nie mogę lecieć z pustymi rękami, nie mam na bilet w jedna stronę, poza tym mam jechać do Wilna na rekolekcje – jak ja mam to wszystko zrobić???

Augustyn ma znajomych, którzy są właścicielami SonoMedu w Szczecinie Ania i Kosma, i oni poprosili, żeby Ojciec przyszedł na opłatek, pomodlił się i udzielił błogosławieństwa. Poszedł tam, było dużo ludzi, personelu i lekarzy – odmówił modlitwę i wszystko i wszystkich pobłogosławił, to było 8 grudnia był w swoim habicie, żeby go nie pomylili ze świętym Mikołajem, obecni zapytali się jakie ma plany?…no powiedział, że do Kazachstanu się wybiera i sam się śmiał z tego pomysłu bo niby za co?, to było chyba o 17.00 a następnego dnia o 19.00 miał bilet w tą i z powrotem. Do Kazachstanu z Wilna – do Karagandy,  a później z powrotem Karaganda – Moskwa- Warszawa. No to zapadła decyzja „no to lecę”, tylko jak tak z pustymi rękoma?

Przychodzi ksiądz Ryszard i mówi „słuchaj mam tyle tych Intencji, że  nie ma ich komu odprawiać, tyle ich jest, chodziło intencje mszalne” – „ile ich masz?” – zapytał Augustyn. To są dantisy – to jest jakaś stała i to się bierze tak: ktoś da 30, ktoś da 50 – to się liczy razem dzieli na pół i wychodzi 40, taka średnia. Wszyscy odprawiają i nie liczy się jeden za 20, a jeden za 30 – bierze się średnią.

I to wiadomo, za msza św. Ludzie różnie ofiarują: jest za 30 złotych, a na południu za 50 albo 100, tam jest inaczej, tam jest inna pobożność 😉 trochę. „No to ja wezmę te Intencje i tam zawiozę” zaproponował nasz Ojciec. No i dostał 2 tysiące euro w intencjach, no nie był w stanie tego przerobić bo musiałby się zamknąć na rok czasu gdzieś w katakumbach i msze odprawiać non stop, ale na tym to polega, że w krajach Misyjnych odprawia się  msze św., których się nie „przerabia” w parafiach. Księża oddają do Biskupa a ten wysyła potrzebującym Ukraina, Litwa czy inne kraje misyjne w Afryce czy Azji

         No i miał i bilet w obie strony i Intencje żeby z pustymi rękami nie lecieć, mało tego, bilet mu tak kupili, ze miał dwa Boże Narodzenia w jednym. Miał Boże narodzenie w Kazachstanie, chciał w Moskwie i miał w Moskwie – dwa tygodnie później, kiedy my świętujemy Trzech Króli oni Boże Narodzenie.

         Ojciec Augustyn napisał do Jurija – „Jurij tak jadę do Was, miałem jechać do Libanu, ale jadę do Was”.

Jurij odpisał „O do Libanu miał Ojciec jechać a tam Ojciec Charbel”, „Tak słyszałem o Ojcu Charbelu, ponoć dużo cudów jest za jego przyczyną”.

I tak przez Whats App rozmawiali o tym Charbelu, a czy Ojciec mógłby przywieźć jakieś obrazki?” – gdzie ja znajdę jakieś obrazki? Pomyślał Ojciec. Najlepiej by było mieć zdjęcie relikwii, ale kto może je mieć?, dzwoni do jednego z księży i pyta, gdzie mogą takie zdjęcie mieć? Może w Poznaniu – usłyszał.

         I dalej tak szukał, nie – do Poznania już jechać nie zdążę – pomyślał Augustyn, jak by tak ktoś zrobił zdjęcie relikwii – to by była niespodzianka gdybym im dal.

         Boże muszę mieć to zdjęcie, ale kto tu może mieć zdjęcie??? Był w drodze na basen w Kamieniu Pomorskim – zimno było – i pomyślał, a zadzwonię do Zbycha, proboszcza w jednej ze szczecińskich parafii, a z którym miał ostatnio ciche dni. A tu Boże Narodzenie – okazja – złożę mu życzenia i się pogodzimy, a może zadzwonię? – no i zadzwonił „Zbychu co tam słychać? No złożył te życzenia, co nieco się nasłuchał, ale mówi o tym zdjęciu, Zbychu Ty nie wiesz kto może mieć relikwie Św. Charbela? Usłyszał krótko z drugiej strony : ja mam! Tego św. Charbela? – upewniał się, no tego św. Charbela – a którego? – A słuchaj pożyczył byś mi? No pewnie, przyjeżdżaj – padła odpowiedź.

         Na dwa tygodnie bo lecę do Kazachstanu, przyjeżdżam – opowiada Ojciec, podjechałem do Zbycha a on ma Relikwiarz Św. Charbela –

 jest on w kształcie świętego drzewa cedru libańskiego i ma u góry umieszczony Krzyż Kustodii Ziemi Świętej. Na certyfikacie autentyczności widnieje podpis Postulatora Generalnego Zakonu Maronitów i data 9 X 1977 roku, która jest zarazem datą kanonizacji świętego i pobrania Jego relikwii-

– jest to drzewo, monstrancja taka, drzewo takie trójkątne ze stojaczkiem a w środku relikwie Św. Charbela.

No to teraz mogę jechać pomyślał. Nie wiedział, że ten Święty jest azż tak popularny na wschodzie.

Augustyn spakował relikwie do plecaka i tak razem jeździli, to wszystko było metalowe, nie macie pojęcia Państwo jak to wszystko dzwoniło na bramkach wszystkich lotnisk. Lecąc w tamtą stronę wpakował go do bagażu, Boże jak w Kazachstanie się z tej niespodzianki cieszyli, radość nie do opisania.

Przed powrotem, odlotem ze stolicy Kazachstanu – Astany do Moskwy rozmawiał z Polskim Księdzem, siedzieli razem przy aramejskim koniaku  i ten zaczął coś o Charbelu mówić i o Relikwiach na to Augustyn powiedział ja mam go w plecaku. A rozmówce aż zatkało i po „trzech kropkach…bo z wrażenia aż sobie przyklął”, niechcący oczywiście bo był to bardzo kulturalny chłopak, ale gdy usłyszał, ze Ojciec ma relikwie Charbela w plecaku to mu się wyrwało, mówi „dasz potrzymać?”  A masz jeszcze aramejski koniak? – padła odpowiedź – mam. No i potrzymał sobie te relikwie i już potem podróżowały w podręcznym bagażu do Moskwy.

Dolecieli na miejsce na Lotnisko Szeremietiewa, jak zaczęło dzwonić – Augustyn był ubrany normalnie, ale miał swój habit w plecaku, Jurij, który go odwoził mówił mu, żeby jechał ubrany w swój habit z tym charakterystycznym krzyżem, bardzo go to kusiło, w końcu to miało być Boże Narodzenie i to będzie jakiś znak, ale jednak trochę się bał w końcu to Rosja. Jurij pytał go, a czego ty się boisz? – popatrz na kolory – to barwy Rosji. No tak: biały czerwony i niebieski – jak flaga Rosji. Wracamy do dzwonienia na lotnisku.

Plecak przejechał i strażniczki  ostro krzyknęły czyj to plecak? Mój odpowiedział – to dawaj tu! Strażniczka wyciąga zawartość plecaka – a na tym relikwiarzu, było zdjęcia Charbela. Ona tak się przygląda Św. Charbel? Tak – odpowiedział – no to dawaj Błogosławieństwo! Wszyscy się zlecieli i zaczęli krzyczeć Charbel ! Charbel !

Znajdowali się w takim boksie na lotnisku, Augustyn wziął w ręce relikwiarz św. Charbela i zaczął Błogosławić i obsługę lotniska i pasażerów – dla wszystkich to był prawdziwy cud.

Później tak siedział przy swoim wejściu do samolotu i tak myślał, myślał – drugiej okazji takiej w życiu na pewno nie będziesz miał – kusiło go żeby ubrać habit – i tak jak w filmie „Don Camilo” z Fernandelem – film włoski (jest też książka Giovannego i Guareschi wydana również w Polsce pod tytułem  “Mały światek czyli historia codziennych kłopotów Don Camilla” – liczy sobie 10 tomów) , Don Camilo to był proboszcz – Peppone – to był Wójt, z którym wiecznie się kłócił.

Jest jedna część filmu „Towarzysz Don Camilo” – jak pojechał do Moskwy z delegacja komunistów, i w tej książce jest, że Don Camilo kogoś spowiadał na lotnisku gdzie – właśnie  w Moskwie – a tu sytuacja jak w filmie.

I tak pomyślał Ojciec Augustyn– „Boże ty jesteś wszędzie nawet tu na lotnisku w Moskwie – przecież drugiej takiej okazji nie będziesz mieć człowieku, i zdecydował – dawaj ten habit i ubierz choć na chwilę”. Ubrał go bo akurat w pobliżu nikogo nie było, wziął w ręce Charbela i zwiastował Moskwie i Rosji – zaczął błogosławić, poczuł się jak Don Camilo. Był tu gdzie chciał, miał Relikwie i habit i jedyną w życiu okazję. I był bardzo szczęśliwy bo zdarzyło się nieprawdopodobne.

         Scenariusz tego jakby napisał mu Fernandel, Augustyn jest zakochany w tej książce. Był to dzień Bożego narodzenia – wszystko opisane jest w książce Augustyna „Smakując życie”, to i wiele innych wspomnianych tu zdarzeń.

         „Ileż to życiorysów można by obdzielić tymi historiami, a ma za sobą i jeszcze wiele przed młody przecież jeszcze Człowiek” – padło z zasłuchanej i zafascynowanej Sali.

         „Jeszcze mam siły jeszcze gdyby ktoś chciał się czegoś dowiedzieć „ – zakomunikował Ojciec Augustyn.

         Z Sali padło pytanie; „Czy nasze życie kreuje jakiś scenariusz? Czy jest to splot wyboru, decyzji, pragnień, jak ojciec myśli?

         „Zaraz odpowiem na podstawie naszej historii mojej i męża pani Iwony Marka ‘ odparł nasz Gość.

„Urodziłem się 13 kwietnia 1964 roku, i 13 kwietnia jak byłem w Libii dzwonią moi rodzice, żeby złożyć mi życzenia i mówią mi o strasznym pożarze w Kamieniu Pomorskim – gdzie spalili się ludzie. Leciał wtedy do Bengazi, siedział w samolocie i pomyślał – no ja współczuje Proboszczowi.

         Zginęło tyle ludzi, całe rodziny, koszmar. Doleciał do Bengazi i tak gdzieś za dwa tygodnie kończyła mu się wiza i musiał wylecieć, żeby wizę odnowić.

W niedzielę, zanim wyleciał do kraju była msza po Polsku, przyjechali chłopaki z Garabuli – Ojciec Augustyn powiedział do wspólnoty polskiej pomódlmy się specjalnie za tych wszystkich, którzy zginęli w pożarze – jestem z Kamienia Pomorskiego, gdzie doszło do tej tragedii. Po mszy Ojciec z każdym się żegnał podając rękę, wtedy był tam nowy kierownik budowy w Garabuli. Przy pożegnaniu się przedstawił – i w rozmowie zapytał „ to ksiądz jest z Kamienia Pomorskiego?” „tak” odpowiedział Ojciec, „A pan?” – „ Z Dziwnowa” padła odpowiedź. „Z którego? – No  z Dziwnowa” i tak poznał Marka, i on opowiedział Ojcu jak on to odbierał

przyszedł na mszę a tu ksiądz jakiś cwaniak, podszywa się – ja tu go zaraz sprawdzę jaki on „Kamieńczyk” . Wtedy Augustyn wyszedł i się przedstawił, i jak się okazało mają wspólnych znajomych i przyjaciół, pewnie słyszeli o sobie i to nieraz, później wiele razy o tym rozmawiali. W Polsce mijali się nieraz i musieli aż do Afryki polecieć żeby się wreszcie spotkać, jakie są konsekwencje że się widujemy teraz. Pan Bóg to reżyseruje, na pewno każdy ma swój scenariusz, ale jest takie ulubione hiszpańskie przysłowie, które Ojciec często cytuje: „Pan Bóg nas stwarza i Pan Bóg nas łączy”. We wszystkim jest jakaś harmonia, nie przypadek.

Na pewno nie ma czegoś takiego, Ojciec w to nie wierzy – jak przeznaczenie do końca. Dlatego mamy wolną wolę.

         Wracając do tematu powrotu w sprawie wizy – przyleciał do Polski, przyjechał do Kamienia Pomorskiego i Augustyn chował tych ludzi bo proboszcz pojechał do Brzozdowiec, wikarzy byli czymś zajęci, a ciała wróciły wtedy z prokuratury. To były ciała dwóch rodzin, jedną zabrali do Golczewa to była rodzina pięcioosobowa, a matkę z trójka dzieci chował Ojciec, chował prawie wszystkich.

         Jednej z uczestniczek spotkania – bardzo się podobały fragmenty dotyczące życzeń kierowanych do Św. Piotra, do Boga i ich  spełniania. 

„Tak, odpowiedział Ojciec Augustyn, życzenia się spełniały 100% tylko zupełnie inaczej niż on to miał wykoncypowane, zaczął pisać taki kontakt – gdzie nie pojechał, pojechał z jakąś myślą do „kogoś” ok, pojechał właśnie tam gdzie miał być a potem został skierowany do kogoś innego. I po efektach był już pewny Pan Bóg ma swoje plany, o których do końca nie wiemy. Jak to powiedział Einstein „Pan Bóg jest wyrafinowany – tka wszystko jak ma tkać, ale nie jest złośliwy” .

         Kiedyś przyszła do Ojca na rozmowę taka Argentynka, w Cori, długo rozmawiali, ona miała wielka dewocje do Bożego Miłosierdzia, do Siostry Faustyny. Ojciec opowiadał jej swoją historię i ona bardzo pięknie to ujęła, podsumowała – że nawet w jego książce jest taki jeden tytuł rozdziału:

„Molto matematico” – Pan Bóg jest bardzo dobrym matematykiem. Potrafi to czego my nie dostrzegamy.

         Jeden z uczestników Spotkania powiedział, ze tez ma taki problem jak opowiada jeden dowcip, że będzie musiał się potem spowiadać. I tak też robił opowiadał a potem się z tego spowiadał, aż ksiądz do niego powiedział „kochany nie musisz się z tego spowiadać Pan Bóg ma poczucie humoru”.

         Na to Ojciec odpowiedział „ a co ja mam na to powiedzieć – te wszystkie historie powiedziane i opisane – non stop bym się musiał spowiadać”.

Pan uczestniczący w spotkaniu – za aprobatą wszystkich opowiedział ten dowcip „ Biskup miał Helenę, która 40 mu usługiwała, była już w zaawansowanym wieku, pewnego dnia śniadanie Biskup je – ona mu usługuje, nagle dzwoni telefon – Biskup mówi Heleno proszę odebrać, Helena chodzi jakaś taka nabzdyczona i nic, Heleno proszę odebrać telefon powtarza Biskup.

Przecież oboje słyszeliśmy, że dzwoni telefon, poszła, wraca i nic nie mówi. Heleno bardzo proszę powiedzieć kto to dzwonił? Bardzo proszę – może to coś ważnego – kto to dzwonił?

Narzeczona Biskupa dzwoniła -odpowiada wściekła Helena, Biskup patrzy na nią Taki zdegustowany:  – ile razy Heleno mam mówić że to nie jest narzeczona Biskupa tylko Kuria Biskupia, – a to to mi w życiu nie przejdzie przez usta 😉 „.

         „Czy Ojciec ma jeszcze pomysł na jakąś książkę? – padło zapytanie z Sali – o mam mnóstwo materiału jeszcze odpowiedział Augustyn, pewnie na nie jedną.”

         „Jak wysyłałem materiały to nie wiedziałem, że książka z tego będzie – ale jak tak – to pewnie, że jeszcze jakaś będzie trzeba radości trochę ludziom podarować, teraz jest tak mało radości.”

         „Tę książkę się tak pięknie czyta, ma Pan niesamowity talent pisarski – padło z Sali. Nie może pan poprzestać na jednej, Ci którzy przeczytali już oczekują kolejnej.”

         „Z tyłu na okładce jest ksiądz Piotr – on tam jeszcze jest w Beijdzie, pojechaliśmy razem na pustynie, to było daleko, on mówił, że w promieniu 500 km nie ma żadnego światła, żadnego. Było z nami kilka sióstr  Polki, Afrykanka, Hinduska i Włoszka, pojechaliśmy na objazd – zdjęcie jest z Sahary Libijskiej.”

         „Do którego Klasztoru jest ksiądz teraz przypisany? Padło zapytanie. Do Kurii Generalnej – odpowiedział Augustyn.”

         Wybuchł śmiech na Sali ze względu na skojarzenie z usłyszanym dowcipem. O jak mi ciśnienia skoczyło zaraz uśmiechnął się Ojciec.

         „A gdzie teraz Generał Pana pośle? – O najlepiej to ja sam siebie pośle odpowiedział zapytany.

         „No tak myślałem, ze za prace w Las Palmas księża powinni dostać jakiś dodatek: bikini – toples, bikini – toples, na tej plaży. Nie uwierzycie w Las Palmas to ja przesadzałem w tych ławkach te kobiety bo były takie prowokujące, ze musiałem je przestawiać – ty do tyłu, ty do przodu – bo nie mogłem się na mszach skupić. Sala ryczała ze śmiechu. Była taka jedna co mnie bez przerwy zaczepiała – też o tym w którymś rozdziale książki jest.”

Plaża w Las Palmas to jest 3,5 km plaża Las Canteras, piękna plaża bo w mieście położona jak w Rio de Janeiro tylko, że mniejsza.

         „Zostawiałem zawsze samochód na jednym końcu i szedłem piechotą, plażą się kończyła takimi skałami na których była figurka Matki Boskiej, zawsze mówiłem to będzie jak pielgrzymka taka. Dawałem Matce Boskiej całusa i wracałem „– tu gestem ucałował dłoń i pomachał.

         „Na plaży nie leżałem nigdy, dużo pływałem ale nie leżałem, dużo też spacerowałem i poznawałem mnóstwo ludzi, każdy miał swój region – poznałem takiego bardzo chudego Niemca, chyba coś dmuchał: marihuanę czy cos innego – zaprzyjaźniliśmy się. Kiedyś mnie zapytał a co ty tak chodzisz po tej plaży – no żeby kondycję mieć odpowiedział Ojciec, żeby dobrze wyglądać. Ty nie musisz dobrze wyglądać – dlaczego? zapytał Augustyn, bo ty księdzem jesteś – odpowiedział Niemiec. A co to ma do rzeczy? Jak to co – zawsze będziesz się kobietom podobał. A skąd ty to wiesz, a bo słyszałem i czytałem w Der Spiegel ( miesięcznik), że zrobili ankietę wśród kobiet i wyszło na to, że najwięcej kobiet chciałoby się dopuścić zdrady właśnie z księdzem. Tak? – a gdzie ten Spiegel wydawali”.- sala płakała ze śmiechu.

Odbyliśmy już wiele spotkań z autorami, aktorami, podróżnikami, sportowcami etc. no ale takiego spotkania jak z Augustynem to jeszcze nie było: tyle informacji, tyle przygód, przekazane w tak humorystyczny sposób i tyle śmiechu to raczej nie pamiętamy, trzeba tylko z wyprzedzeniem przed następnym zaopatrzyć się w więcej chusteczek bo standardowa ilość nie pokrywa potrzeb i przyjść bez makijażu żeby potem nie straszyć na ulicy przechodniów.

Z Sali padło pytanie dotyczące celibatu – „no tak powiedział Augustyn standardowe pytanie, słyszy je od Seminarium – jak wy tam tak możecie żyć w tym celibacie?”

Ojciec Augustyn pamięta jak pierwszy raz pojechali na południe Włoch, był tam ostatnio po tylu latach, był tam Padre Angelo i mówił- „słuchaj idziemy dzisiaj na kolację, tylko się zachowuj będą tam piękne kobiety, piękne Włoszki. Radary mu się włączyły, miał wtedy dwadzieścia parę lat, jeszcze nie był księdzem. Dotarli na miejsce trochę gadki, trochę wina i zawsze taki temat był ruszany – ty taki ładny i młody, z tym seminarium – no odpowiedział nie wiem jak inni ale ja mam sposób. Jaki sposób? – wybałuszali oczy wszyscy – powiedział, ze mieszka w Wiedniu i mieli tam kucharkę nazywała się Rosemaria i jak go kusiło coś, to biegł do kuchni – ona wyglądała jak skrzyżowanie żubra z yeti (sala ryczała ze śmiechu) – trzy minuty patrzenia a potem biegiem do kaplicy na różaniec i było po chuciach.

Widział ją ze trzy lata temu nic się nie zmieniła, czas leci a ona wciąż taka sama, oszczędził ją.

„Czyli ksiądz już do tej kuchni nie biega? Nie, nie w tym wieku to gdzie indziej biegam”– odpowiada. A sala płacze ze „wzruszenia”.

„A w książce jest jeszcze epizod jak ubrania zginęły na plaży – pada z Sali, a tak to z Alojzym” – odpowiada. Zaraz opowiem, nie wiem czy on jeszcze żyje, ale był niesamowity.

„Były tam jakieś zakonnice – podpowiada sala, tak ja tam byłem u nich, obok byli Franciszkanie tylko ja wtedy nie wiedziałem o tym, mogłem do nich pójść a nie do zakonnic.”.

Otóż chodziłem po tej plaży Canteras, tam przyjechał taki polski Franciszkanin – nie Alfons, Alojzy mu było. Pracował w Argentynie, później w Chile i wylądował w Las Palmas. Mówię do niego Alojzy przypilnuj mi plecaka, tam miałem klucze od samochodu, dokumenty i różne niezbędne rzeczy, a chodziłem pływać na godzinę, półtorej – jak chodziłem sam to zawsze prosiłem  jakieś kobiety by mi popilnowały, no ale jak szedłem z Alojzym to poprosiłem jego.

Woda fajna, dobrze się pływa i wróciłem po półtorej godziny, wychodzę z tej wody tylko w slipkach i patrzę gdzie ten Alfons, Alojzy przepraszam – może tu, może tam szukałem wszędzie – plaża duża a Alojza nie ma. Szukał ponad półtorej godziny, nie mógł dłużej czekać bo o 18.00 miał mszę.

Klucza od samochodu nie ma, no jak pojedzie w różowych slipach komunikacją miejską, bo jak wspomniał plaża była przy głównej ulicy.

 Las Canteras leży w portowej dzielnicy Santa Cartarina same burdele, hotele i knajpy nocne. Przypomniało mu się że niedaleko nawet nie 100 m jest Klasztor i są Siostry, pomyślał pójdzie do tych sióstr i zadzwoni tam gdzie mieszka, tam mieszkają też inni księża i poprosi, żeby ciuchy mu przywieźli.

 Ale musiał tam dotrzeć, tu w Dziwnowie jak ktoś idzie w slipach to nie jest sensacja, tam jest inaczej, idąc tam w slipach to by było jak byście szli w slipach Aleją Wojska Polskiego w Szczecinie. Inna kultura, nie ma wielu turystów w tym regionie raczej sami tutejsi, na południu to co innego. No i trudno, szedł ta ulicą do Klasztoru spotkał przeoryszę – miał nadzieję, że będzie stara i brzydka a tu odwrotnie, nie wiedział jak zacząć,  ale tłumaczy, że miał taki a taki wypadek i, że chciał skorzystać z telefonu.

Dzwonił do Juana, Juan był z „Opus Dei” bardzo pobożny ciągle chodził w koloratce, razem mieszkali, mówi do niego „Juan słuchaj jestem na Santa Catarina przywieź mi ubranie”, a on mówi  „pieniądze też mam ci przywieźć” – myślał że Ojciec jest w burdelu ;). Kto może z Santa Catarina dzwonić i prosić o ubranie? Augustyn odpowiedział „nie, nie w jakim burdelu?! – w Klasztorze jestem. A w Klasztorze jesteś ha ha, do końca mi nie dowierzał”.

Znowu się musiał tłumaczyć i Siostrom i Juanowi z wrażenia zapomniał hiszpańskiego, język miał jak kołek. Za palme się schował i tam czekał, krążył wokół palmy jak siostry schodziły z góry bo przechodziły koło niego a on stał jak sierota w różowych slipach. Na koniec go staksowała Matka Przełożona, całkiem przystojna kobieta.

Potem przyjechał Juan z ciuchami i wszystkie uwierzyły, ze jest księdzem. Parę miesięcy później otworzyli Polską nie parafie, Polskie Duszpasterstwo dosłownie 30 m od Klasztoru tych sióstr.

„Alojzy później tez się znalazł, o mało nie miał problemów z chodzeniem, powiedziałem mu, że kulfony połamię za to co zrobił. On poszedł na koniec plaży gdzie na stojakach stały odwrócone do góry dnem łodzie. Wlazł pod łódź bo tam miał cień i zasnął razem z moim plecakiem – cały czas pilnował. Oj jak do dzisiaj słyszę Alojzy to cos mi się robi ”.

Przypłynął Dar Młodzieży i zrobili  otwarcie Polskiego Konsulatu, zapraszali wszystkich a Ojciec Augustyn odprawił tam mszę – to było jakieś 18 lat temu. Impreza była super, na drugi dzień mało brakowało a Augustyn kierował by tym żaglowcem.

Z Sali zapytano czy Biskup ten chory w Libii przeżył, ten który pozostał ukryty za organami?

Tak przeżył  ani jedna kula go nie drasnęła. Giowanni Martinelli(święty człowiek obronił swój kościół – nie opuścił go)  później wyjechał i był bardziej chory – zmarł w Padwie we Włoszech parę lat temu.

Alan został, Amado został który odwiózł go do ambasady, jak się uspokoiło przenieśli się w inne miejsce w Libii. Może gdyby zostali było by inaczej ale tego nikt nie mógł przewidzieć na 100 procent.

Na pytanie jak długo będzie w Polsce Augustyn odpowiedział, że 13 stycznia wraca do Rzymu w najbliższy piątek. Nie obawiał się, że 13 i piątek i szczęśliwie doleciał do celu.

Tak zakończyliśmy ponad dwu godzinne spotkanie z nietuzinkowym autorem książki „Smakować życie” – podróżowaliśmy razem, śmialiśmy się i przeżywaliśmy trudne chwile. Była okazja i zaopatrzyliśmy się we wspaniałą lekturę pisaną przez Mistrza Oracji, interesująca i zabawną- z autografem samego Ojca Podróżnika.

Obiecaliśmy sobie nawzajem, ze będzie jeszcze. Z pewnością nie udało mi się oddać całej atmosfery spotkania – to nie jest łatwe, ale próbowałam. Być może są małe błędy za co przepraszam, zaprosimy Państwa na kolejne spotkanie, a na razie zapraszam do świetnej lektury. Jest dostępna w bibliotece głównej i naszych filiach – niestety po jednym egzemplarzu,

 ale za to mam świetna wiadomość – udało nam się uprosić Ojca Augustyna i mamy w sprzedaży egzemplarze po 30,00. Chętnych zapraszamy do MBP w Dziwnowie, można się kontaktować telefonicznie 662442585 lub 913813547, możliwa jest wysyłka.

I tak na koniec jeszcze jedna informacja o Ojcu Augustynie – to o czym zapomniał powiedzieć na spotkaniu:

przed laty również pracowałw Dziwnowie! Co prawda tylko latem, ale intensywnie, bo prowadził dyskoteki w Fali, wypożyczał sprzęt (leżaki i parasole ) na plażę no i sprzedawał lody na plaży:

looody bambino…z widokiem na morze, mężu, mężu nie bądź głupi niech ci żona loda kupi. I jego ulubione: nawet papież w Vatykanie jada lody na śniadanie!!!”)

Alina Cygal Sobhi.

Telefon/fax:

91 38 13 547
skype: Biblioteka-Dziwnów


UL. Reymonta 10
72-420 Dziwnów
biblioteka@dziwnow.pl